Wspomnienie św. Bernarda z Clairvaux. Doktor Miodopłynny i pochodnia ortodoksji
„Doktor Miodopłynny, «ostatni z Ojców, lecz pierwszym z pewnością równy» wyróżniał się takimi walorami umysłu i ducha, które Bóg ubogacił jeszcze darami niebieskimi, że przez swoją świętość, mądrość i wyjątkową roztropność rady w prowadzeniu spraw zdawał się wprost jakby panować nad zmiennymi i bardzo często burzliwymi kolejami swojej epoki” – pisał papież Pius XII w encyklice Doctor Mellifluus, poświęconej św. Bernardowi z Clairvaux (1090 – 1153) w 800-lecie jego odejścia do Pana.
Francuski cysters, zwany „miodopłynnym” ze względu na swoistą słodycz, która biła od pełnych Boskiej miłości słów tego świętego Doktora Kościoła, przez wieki był dla katolików pochodnią, w której świetle dopatrywali się doskonałego pogodzenia pierwiastków miłości i sprawiedliwości, samotnej kontemplacji i zaangażowania w sprawy tego świata. W niesamowitej harmonii jego życia i nauczania odnajdziemy bieguny jego osobowości i działania, od tkliwych traktatów na temat miłości Pana Jezusa i Jego Najświętszej Matki, do płomiennych razów, jakie wymierzał heretykom swoich czasów i przemów zagrzewających do zbrojnej interwencji w Ziemi Świętej. Ojciec Bernard, nigdy nie szukając zaszczytów i własnej sławy, doradzał możnym tego świata i papieżom, miał też swój wydatny udział w organizacji drugiej wyprawy krzyżowej. Z powodu umiłowania klasztornego zacisza odrzucił nominację na biskupa Mediolanu.
Harmonia życia chrześcijańskiego
Kontynuator dzieła odnowy Kościoła, zapoczątkowanego przez mnichów benedyktyńskich z Cluny, opierał swą działalność na dwóch filarach – umiłowaniu Boga i prawdy. Na pierwszym ufundował swe głębokie życie mistyczne i kontemplacyjne, w którym doświadczał licznych pociech ze strony Umiłowanego, na drugim – pewną ostoję wierności Boskiej nauce. Jak sam pisał: „Niech nie myśli, że otrzymał pocałunek [namaszczenie Ducha Świętego] ani ten, co prawdę pojmuje, a jej nie kocha, ani ten, co kocha, a nie pojmuje”.
Św. Bernard osiągnął harmonię pomiędzy życiem wewnętrznym i zewnętrznym, będąc głębokim w tym pierwszym i gorliwym w drugim. Nieraz przedsiębrał trudy podróży i wystawiał się na ciosy ze strony przeciwników, aby bronić prawdy katolickiej. A mówił o tym w duchu prawdziwie apostolskim, tak jak w liście do opata Cluny, Piotra: „I chlubię się w utrapieniach, jeśli za ich sprawą zostaję uznany godnym, by cierpieć za Kościół. To moja prawdziwa chwała i moje wzniesione czoło – tryumf Kościoła. Bo jeśliśmy byli towarzyszami trudu, będziemy też i pociechy. Trzeba było współpracować i współcierpieć z Matką”.
Boskie Serce otwarte dla wszystkich
Wymowa Świętego była nie tylko pełna słodyczy, ale też niezwykle sugestywna. Gdy sam odkrył powołanie do ścisłego wkroczenia w ślady ukrzyżowanego Zbawiciela, wstępując jako 20-latek do klasztoru cystersów, pociągnął za sobą ojca, pięciu braci i trzydziestu innych mężczyzn. Był istnym „postrachem” dla matek, które bały się utracić synów i dla dziewcząt, wraz z przybyciem gdziekolwiek ojca Bernarda obserwujących przetrzebienie szeregów przyszłych mężów, z których wielu decydowało się obrać stan duchowny. Zdarzyło się nawet, że skazańca dosłownie wyrwał spod katowskiego topora i zaprowadził prosto do bram klasztoru, by rozpoczął tam nowe życie.
Bernard nawet w duszach największych grzeszników budził bezbrzeżną nadzieję Bożego miłosierdzia, podobnie jak sam Chrystus otwierał swoim słowem najbardziej zatwardziałe serca. „Każda dusza – nawet obciążona grzechami, usidlona przez występki, spętana przez pokusy, schwytana przez świat zewnętrzny, uwięziona przez ciało, nawet, mówię, tak skarana i pogrążona w rozpaczy, jednak jest w stanie powrócić do siebie, dzięki czemu będzie mogła nie tylko odetchnąć na nowo nadzieją zmiłowania, nadzieją miłosierdzia – będzie też mogła ośmielić się zabiegać o zaślubienie Słowa, będzie mogła bez obaw wejść w przymierze zespolenia z Bogiem, będzie mogła bez lęku ciągnąć u boku Króla Aniołów słodkie jarzmo miłości. Bo czy w Tym, którego wspaniały obraz widzi się w sobie, o świetnym podobieństwie, do którego się wie, jest coś, co nie budziłoby spokojnej śmiałości?” – pisał.
Już Ojciec Święty Pius XII pisał o oziębłości dusz, które odpadały od miłości Bożej, zalecając przy tym studiowanie żywotu i pism św. Bernarda jako antidotum na postępującą wśród katolików apostazję. Postać Doktora Miodopłynnego przez wieki była dla wiernych drogowskazem, prowadzącym nie tylko do gorliwej miłości Boga, ale także strzegącym od zwodniczych dróg fałszywych nauk. To przesłanie staje się na nowo aktualne, gdy relatywizm i porzucenie nadprzyrodzonego ducha w imię światowego humanizmu wdarły się w szeregi katolików. Rozum, miłość i nieskazitelna nauka katolicka – których pochodnię niósł Bernard z Clairvaux – to najpewniejszy oręż przeciwko kryzysowi wiary i wierności, jaki dotyka dzisiejszego Kościoła.